Podczas adwentowego dnia skupienia lektorzy i ceremoniarze archidiecezji wrocławskiej usłyszeli o spowiedzi i naturze mediów od najlepszych specjalistów.
Adwentowe spotkanie rozpoczęło się w sobotę Mszą świętą w katedrze wrocławskiej o godz. 9. Później uczestnicy przeszli do budynku seminarium wysłuchać wykładów.
O tym, jak dobrze wykorzystać sakrament pokuty mówił ks. dr Aleksander Radecki.
- Adwent to czas oczekiwania, a spowiedź jest podstawowym elementem przygotowań do Bożego Narodzenia, dlatego wykład o. Radeckiego bardzo skutecznie naprowadził nas na właściwą ścieżkę, która przez sakrament pokuty i pojednania wiedzie do narodzenia Chrystusa - mówił Jan Nowakowski z parafii NMP Królowej Pokoju na wrocławskich Popowicach.
Lektor zwrócił uwagę na anegdoty z dzieciństwa, które opowiadał ks. A. Radecki, np. z czasów, gdy przygotowywał się do Pierwszej Komunii Świętej.
- To było bardzo ujmujące. Poza tym kapłan uwrażliwiał nas na potrzebę spowiedzi. Sam dał świadectwo, jako osoba duchowna, że spowiada się co dwa tygodnie. To do mnie przemówiło, ponieważ my czasem w naszej codzienności po miesiącu nie widzimy w sobie grzechów i odwlekamy spowiedź. A taki światły kapłan czuje potrzebę częstszej spowiedzi. Dobrze, że możemy się od niego uczyć - stwierdził Jan Nowakowski.
Lektorzy oraz ceremoniarze poznali także naturę mediów, ich rolę oraz zasady i prawa branży medialnej. O manipulacji medialnej mówił ks. dr. Rafał Kowalski, który wygłosił wykład „Nie daj sobą manipulować, czyli jak media zmieniają nasze myślenie”.
- W 2016 roku według słownika oksfordzkiego słowem roku została „post-prawda”, która odnosi się do tzw. fake newsów. Dotyczą one nie tylko internetu. Owszem, najczęściej powstają w interencie, ale potem są także przenoszone do mediów tradycyjnych. Zwróćcie uwagę, ilu z was, gdy przeglądacie np. Facebooka, nie wgłębia się w informację, tylko czyta tytuł, potem patrzy, kto to udostępnił i podaje dalej - mówił ks. R. Kowalski.
Rzecznik prasowy kurii wrocławskiej uczulał młodych ludzi, że dzisiaj każdy z nich może być w pewnym sensie dziennikarzem dla swojego otoczenia. Takim, który albo w przestrzeni mediów społecznościowych udostępnia fake newsy, albo takim, który dzieli się sprawdzonymi informacjami.
- Media tworzą ludzie. Jedni z dobrymi intencjami, inni niekoniecznie. Dlatego zachęcam, żebyście do mediów podchodzili z pewną dozą ostrożności. Mówiąc kolokwialnie, nie łykajcie wszystkiego, co wam podadzą pod nos. A poprzez te media, które są w waszym zasięgu, czyli konta społecznościowe, blogi itd., rozpowszechniajcie prawdę - apelował były szef redakcji „Gościa Wrocławskiego”.
Zachęcał młodzież, by poczuła się też odpowiedzialna za to, jakie informacje pojawiają się też w przestrzeni mediów społecznościowych, w których się porusza.
- Badania pokazują, że 85 proc. kleryków czerpie wiedzę o świecie z mediów społecznościowych. Dzisiaj nie cierpimy na brak informacji, a na ich nadmiar. Ktoś obliczył, że liczba informacji, która dotrze do nas w jeden weekend, to tyle samo, ile człowiek w XVII w. dostawał przez całe życie. Przez ten nadmiar musimy wybierać, bo nie jesteśmy w stanie wszystkiego ogarnąć - tłumaczył ks. Rafał Kowalski.
- Cieszę się, że wykłady dotyczą tematów, z którymi się stykamy praktycznie na co dzień. Media, informacje, fake newsy - to nas otacza, żyjemy w tym i dobrze wiedzieć, jak mamy się zachować, by służyć prawdzie - mówi Jan Nowakowski.
- Adwentowy Dzień Skupienia ma stworzyć okazję do spotkania uczestników kursu lektorskiego i ceremoniarskiego. Cieszę się także z obecności księży opiekunów. To czas wymienienia doświadczeń i usłyszenia czegoś ciekawego. Zbiórki w parafii, w dodatku z tym samym księdzem, to nie wszystko. Dlatego na taki dzień skupienia zapraszam kapłanów pracujących na Ostrowie Tumskim i zajmujących się na co dzień różnymi ciekawymi czynnościami. Skorzystaliśmy z wielkiej spuścizny i doświadczenia o. Aleksandra Radeckiego, znakomitego spowiednika, a także z medialnej wiedzy i praktyki ks. Rafała Kowalskiego, rzecznika prasowego kurii wrocławskiej, a wcześniej dziennikarza "Gościa Niedzielnego" - tłumaczy ks. Marek Leśniak, duszpasterz Służby Liturgicznej Archidiecezji Wrocławskiej.
Przyznaje, że takie dni skupienia wspierają formację lektorów i ceremoniarzy, która musi mieć ciągły oraz regularny charakter. Nie chodzi przecież tylko o ukończenie kursów i zdobywanie funkcji w Liturgicznej Służbie Ołtarza.
Maciej Rajfur, Gość Niedzielny
W adwentowym dniu skupienia służby liturgicznej archidiecezji wrocławskiej wzięło udział ok. 200 chłopców. Spotkanie przebiegło pod hasłem: "Niech żyje Chrystus Król".
Uczestnicy rozpoczęli dzień od spowiedzi i Mszy św., której przewodniczył ks. Marian Biskup, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Kurii Wrocławskiej.
Po wspólnej modlitwie w kościele św. Bartłomieja na Ostrowie Tumskim ministranci i lektorzy udali się do auli wrocławskiego seminarium. Tam wysłuchali prelekcji zaproszonych gości, którzy podejmowali temat służby liturgicznej w różnych aspektach.
Jako pierwszy wystąpił ks. Rafał Cyfka, dyrektor krakowskiego Biura Regionalnego Papieskiego Stowarzyszenia "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Opowiadając młodzieży historię prześladowanych chrześcijan z krajów Bliskiego Wschodu, uczulał na dawanie świadectwa przywiązania do Chrystusa własnym życiem, poprzez swoje codzienne postawy.
- To są ludzie tacy sami, jak my. Ministranci, lektorzy, ceremoniarze tacy, jak wy. Przeżywają te same emocje. O nich wam dzisiaj opowiem, dzieląc się świadectwem ich wiary. W tym roku, po Niedzieli Dobrego Pasterza, wyruszyłem do jednego z krajów, gdzie chrześcijaństwo jest zakazane. Nie wolno nosić krzyżyka, publicznie się modlić, sprawować Eucharystii, nie ma tam kościołów - opowiadał ks. Cyfka.
A jednak żyją tam chrześcijanie, którzy - mimo zagrożenia życia - praktykują swoją wiarę. Organizują się potajemnie na Mszy św. Wszystkie nabożeństwa religijne przygotowują w wielkiej konspiracji. - Uczestniczyłem tam w kilkunastu Mszach św. w ukryciu, zachowując wszystkie możliwe zabiegi bezpieczeństwa, żeby policja religijna nic nie wyśledziła - mówił kapłan.
Pewnego dnia na końcu Eucharystii jeden z ministrantów podniósł rękę, aby zabrać głos: "Chciałem podziękować, że księża są tu z nami. My jesteśmy winni wam świadectwo naszej wiary. Na co dzień boimy się tutaj modlić, ale obecność kapłanów sprawia, że nie czujemy już strachu". - Po Mszy św. wychodzi najpierw ksiądz i po jakimś dłuższym czasie wypuszczani są chrześcijanie pojedynczo, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wyobrażacie sobie? Mamy przecież XXI wiek - opisywał sytuację na Bliskim Wschodzie ks. Cyfka.
Opowiedział zebranym także bardzo dramatyczne wydarzenie z Pakistanu, kiedy do katolickiego kościoła wszedł w czasie Mszy św. terrorysta uzbrojony w ładunek wybuchowy. - Jeden z ministrantów od razu zauważył ekstremistę. Wiedział, że nie zdąży go wypchnąć ze świątyni i może zrobić tylko jedno: położyć się na nim. Wywrócił więc intruza na ziemię i przykrył go swoim ciałem. Wtedy nastąpił wybuch. Było wielu rannych, ale zginął tylko on, poświęcając swoje życie. Tak wygląda obraz przeżywania wiary w wielu państwach - opowiadał.
Obecnie dyskryminacja chrześcijan albo ich rzeczywiste prześladowania mają miejsce aż w 116 krajach świata.
Z ministrantami spotkał się później ks. Paweł Cembrowicz. Proboszcz wrocławskiej archikatedry tłumaczył w swoim wystąpieniu, jak nie dać się rutynie i ciągle głęboko z wiarą przeżywać Mszę św. przy ołtarzu. Pytał także zebranych o znaczenie słowa "rutyna", pewne negatywne przyzwyczajenia w przeżywaniu Eucharystii oraz wspomnienia z pierwszej służby w swoich parafiach.
- Często sięgamy do tej samej książki, oglądamy także wiele razy kultowe filmy, jak np. "Sami swoi". Ale ciągle, za każdym razem znajdujemy coś nowego, patrzymy na nie już z innej strony, zauważamy nowe rzeczy - tłumaczy ks. Cembrowicz.
Podał pytania, które warto sobie postawić w przeżywaniu Mszy św.: "Dlaczego właściwie jestem ministrantem/lektorem? Z jakiego powodu? Czy rzeczywiście dla Pana Jezusa, czy może tylko dla kumpli?".
- Istnieje przecież ta zła rutyna, gdy w zły sposób, automatycznie wykonujemy pewne czynności. Np. przychodzę do zakrystii, zakładam komżę, idę do ołtarza, swoje "odbębnię" i ciągle to samo... Ale jest jeszcze dobra strona rutyny, czyli sprawne i umiejętne wykonywanie swoich zadań przy ołtarzu. Nie ma już tremy, stresu. Stajemy się mistrzami w swoim fachu - wyjaśniał ks. Paweł.
Uczulał także na niebezpieczeństwo bezmyślnego, powierzchownego służenia przy ołtarzu. Ministrant stoi, patrzy na to wszystko, co się dzieje w kościele, ale myśli uciekają. Jest nieobecny duchowo, tylko fizycznie.
- Byłem ministrantem od IV klasy szkoły podstawowej. Pamiętam, że w VI czy VII klasie przeżyłem kryzys tożsamości ministranckiej. Zaczęło mnie to trochę męczyć, nie dawało mi tyle satysfakcji, powodowało znużenie. Zadawałem sobie pytanie: "A może czegoś innego trzeba poszukać?". Wtedy ktoś mi uświadomił jedną rzecz: wierność. Nie można tak z kwiatka na kwiatek skakać. Miłość bowiem objawia się w wierności - mówił proboszcz katedry wrocławskiej.
Zaznaczył, że bycie członkiem służby liturgicznej to przywilej i dar bycia blisko tajemnicy Eucharystii, ale o ten dar należy się troszczyć i go pielęgnować.
- Jesteście grupą szczególną i elitarną jako ministranci. Za dużo grup tutaj, do seminarium, nie ma wstępu. Pamiętajcie jednak, że do świadectwa trzeba całe życie dorastać. Ciągle ustawiać swoje serce w kierunku Chrystusa - rozpoczął swoje wystąpienie ks. Jakub Bartczak. Dodał, że istotą bycia ministrantem jest chęć służby samemu Bogu.
- Pan Jezus chce was przy ołtarzu, chce was przy sobie! Nie wiem, czy macie świadomość, ale największy procent powołanych do kapłaństwa jest właśnie ze środowiska służby liturgicznej. Z tego grona Bóg wzywa księży - stwierdził ks. Jakub.
- Pismo Święte podaje nam bardzo wielu świadków wiary, ale tam spotkamy także antyświadków, którzy swoim postępowaniem potrafili zaprzeczyć temu, do czego Pan Bóg ich powołał. Najbardziej wyrazistym przykładem jest Judasz - oświadczył kapłan.
Zaznaczył przy tym, że ministrantom grozi szczególnie zostanie antyświadkami, bo znajdują się na świeczniku wspólnoty parafialnej i łatwo mogą zrazić ludzi do Kościoła swoim złym postępowaniem.
- Można się bardzo znudzić ministranturą, jeśli ktoś nie umie i nie chce spotykać się z Bogiem. Wtedy na pierwszy plan wysuwają się inne powody, dla których stoi się przy ołtarzu: bo mama każe, bo wpadną pieniądze z kolędy, bo lubię być wyżej od innych - tłumaczył ks. Bartczak.
Poradził więc zgromadzonym, by zadali sobie pytanie i zastanowili się nad nim: "Komu służę i po co?".
Maciej Rajfur, Gość Niedzielny